PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=721272}

Besy

7,9 30
ocen
7,9 10 1 30
Besy
powrót do forum serialu Besy

Ze względu na palącą niecierpliwość postanowiłam jednak obejrzeć serial, obywając się bez napisów jakichkolwiek, zważywszy na to, że „Biesy” przeczytałam ostatnio i treść książki głęboko wbiła się w moją pamięć. Mimo nikłej, a właściwie niemal żadnej znajomości rosyjskiego i dzięki temu, że wciąż pamiętam dobrze tę powieść bez problemu udało mi się zrozumieć zdecydowaną większość wypowiedzi aktorów.
Przechodząc do recenzji najpierw wymienię zalety, których jest, moim zdaniem, nieporównanie więcej, aniżeli wad.
Przede wszystkim: gra aktorska na najwyższym poziomie. Gdyby nasi aktorzy z młodszego pokolenia tak grali, to nawet nędzny film udałoby się ocalić.
Na plan pierwszy zdecydowanie wysunął się Anton Szagin w roli Piotra Wierchowieńskiego. Takiej teatralności gestów, błazeńskiej mimiki, jakby wielkopańskiej wyniosłości, a jednocześnie jakiegoś dzikiego i nikczemnego zapamiętania nie widziałam u żadnego aktora od dawna. On był tak genialny w roli Piotra, jak Jewgenij Mironow doskonały był jako odtwórca roli księcia Myszkina w „Idiocie” (serial 2003, także na podstawie powieści Dostojewskiego). Zadziwiał mnie i lepszego Piotra, bardziej pełnokrwistego nie mogłabym sobie nawet wyobrazić. W książce postać ta mnie zniechęcała, a nawet irytowała, a w serialu była zarówno niesamowicie drażniąca, jak i tak genialna, że nie sposób było jej nienawidzić, choćby poprzez szacunek dla kunsztu aktorskiego.
Kolejnym, zasługującym na pochwałę odtwórcą swojej roli był Maksim Matwiejew jako Mikołaj Stawrogin. Na początku wydawał mi się nieco statyczny, ale potem zdałam sobie sprawę, że powierzchowność książkowego Stawrogina także była zimna i statyczna. Aktor świetnie odzwierciedlił ten chłód, wyniosłość, a jego diaboliczny uśmiech i wielkopańska mina były bezcenne. Zaryzykowałabym jednak stwierdzenie, że Stawrogin miał w sobie jakby więcej ludzkich odruchów, było w nim coś cieplejszego momentami, niż w książkowym Stwaroginie. Przez to widz współczuje mu jakoś bardziej, niż on na to zasługuje. Chwalę ponadto jego zdolność ukazania człowieka nikczemnego, którego stopniowo ogarnia obłęd, jakby go sam diabeł stopniowo oplątywał swoją siecią.
O innych aktorach nie wypowiem się szerzej, bo i oni byli świetni, choćby Marja Szalajewa jako obłąkana żona Stawrogina.
Kolejne plusy, to muzyka, efekty dźwiękowe i efekty specjalne oraz inwencja twórców, którzy dodali kilka własnych pomysłów do dzieła Dostojewskiego i wyszły im one w sposób bardzo intrygujący (choć zaznaczę, że nie wszystkie, ale o tym wspomnę w wadach).
Oglądając ma się wrażenie, że to nie jest zwykła rzeczywistość, że jest w tym coś fantastycznego, że faktycznie diabeł kontroluje wypadki. Tajemnicze dźwięki, muzyka, dziwaczne gesty aktorów podkreślają tę demoniczność. Osobiście w ostatniej części rozbił mnie taniec Piotra ze świniami, który był tak komiczny, przerysowany, że aż straszny i obrzydliwy. Świnia jako symbol pojawia się w „Biesach” w poprzedzającym lekturę książki cytacie z Ewangelii i, także w serialu zadbano, by świnia pojawiała się często nawet tam, gdzie w książce jej nie było. I nie ma w tym nic złego. Twórcy postawili na innowacje, także dokładniej ukazując stan psychiczny Stawrogina poprzez jego wizje, napady lęku, spazmy, podczas (ciekawy pomysł, swoją drogą) jego wymyślonego przez twórców hobby – kolekcjonowania motyli.
Myślę sobie, że budżet musiał być wysoki, bo efekty, kostiumy, plenery były całkiem dobre, jak na rosyjski film. Nawet świetne. Czołówka, mówiąc przy okazji, to majstersztyk! Muszę przyznać jednak, że w tym przepychu dźwięków, muzyki, efektów było coś typowo rosyjskiego, jakieś gwałtowne przerysowania, nasycone i nieco może łopatologiczne, ale nie przeszkadzało mi to, a nawet było w pewnym sensie nowatorskie.
Jeżeli chodzi o zgodność z książką, to jest dość dobra, lub umiarkowanie dobra, czyli większej krzywdy czytelnik-widz nie powinien odczuć. Może być; to gruba i skomplikowana książka, więc została odpowiednio przycięta (np. nie ma balu, ale mamy syntezę balu i spotkania, które odbyło się przypadkowo bodajże dzień wcześniej – da się znieść, kilka postaci jest słabiej rozwiniętych, ale i to człowiek zniesie). Najważniejsze właściwie zostało zawarte. Oczywiście, tak jak w przypadku „Biesów” Wajdy z 1988 r., tak i tu uwaga centralizuje się na Wierchowieńskim i Stawroginie, ale, w przeciwieństwie do dzieła naszego reżysera, nie ma tu takich drastycznych ogólników i okrojeń, wręcz trywializacji. Nie jest to zgodność znana mi z wyżej wspomnianego serialu „Idiota”, czy z „Mistrza i Małgorzaty” (2005), ale mimo to wystarczająca, jak na moje potrzeby.
Teraz wady... No, pierwszą i najmniejszą stosunkowo wadą jest za duża... hmm... czystość, kolorowość, jakby rezolutność krajobrazów, niekiedy zbyt piękni aktorzy i statyści. Brak mi tego dostojewskiego ubóstwa np. w scenie, gdy Stawrogin dopuszcza się aktu pedofilii (spokojnie – nie ma tam nic drastycznego!) - dziewczynka, w książce uboga i bita, w serialu jest ładniutka, czysta, a jej dom pełen jest słońca. Grozy czynu przez to jakby nie czuć.
Drugą wadą, poważną, która omal nie zaważyła na obniżeniu oceny serialu o jeden stopień było zakończenie, a konkretnie wyimaginowane przez twórców zdarzenie pięć lat później. Mamy tam piękne góry, małą chatkę, sielankową muzykę i Daszę Szatow (jedną z kochanek, można chyba tak powiedzieć, choć w książce nie było o tym dokładnie napisane, Stawrogina) ubraną w leciutki paltocik, do tego rozpięty (śnieg, mróz, góry?!), absolutnie nie dziewiętnastowieczny, na podwórzu bawi się dzieciaczek (blondynek), na którego Dasza (zapewne matka) woła „Mikołaj”, więc jest to syn Stawrogina (?!) (jakim cudem rude włosy i czarne dają platynowy blond, to ja nie wiem? Może poszło po linii matki Stawrogina, która była blondynką, czy coś... Piotr wkradł im się do wyrka? Choć w serialu był rudawy raczej niż blond włosy... I co to za pomysł z tym Stawroginiątkiem? Ech?). Nagle kobieta patrzy, a tu przez piękne pustkowie idzie... Piotr w najbardziej „hipsterskim” stroju jaki można sobie wyimaginować jak na wiek 19 (nieco nie pasuje, ale niech będzie... co ja się czepiam szczegółów, skoro cała ta scena jest z kosmosu?) i wesoły odwzajemnia promienny uśmiech Daszy. Sielankowa muzyka. Napisy. Taaaak, Dasza, która była dość inteligentna, jak mi się zdaje, i domyślała się, że Piotr zabił jej brata, wesoło się z nim wita! Priwiet, morderco mojego brata, jak miło Cię widzieć! Ta scena była tak mało dostojewska... wcale... Och, bo Dostojewski z całą pewnością życzyłby Piotrowi „happy endu”, zważywszy na to, że przecież „Biesy” były antynihilistyczne, a Piotr to obraz skrajnego nihilizmu.
Jednak, ta scena trwała jakieś trzy minuty, więc myślę, że nie powinna zaważyć na mojej ocenie serialu, bo był on naprawdę ciekawy, hipnotyczny niemal i dobrze, jak na twór współczesnej rosyjskiej kinematografii, posklejany.
Wielu może się przyczepić do owej przesady w efektach specjalnych, czy też do okrojenia wątków książkowych, może komuś nie spodoba się taka, a taka obsadzona w danej roli osoba, ale poza tym... wszystko pięknie i daję moje nieznacznie zawyżone 10. Oczekuję na napisy nadal. Myślę, że serial jest tak dobry i do tego na podstawie znanego w Polsce świetnie pisarza, że za kilka lat może go puszczą na TVP Kultura... po północy! ;)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones